[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przyjdz - uśmiechnął się. - Nie musisz przynosić piwa. Będziesz pierwszym i jedynym poza
mną, który pozna prawdę.
 * 
Nie mogłem go zawieść.
Upał wisiał równie nieznośny, jak ostatnimi dniami. Ponowne pokonanie piaszczystej drogi
wymagało sporego zaparcia; tym razem urosło jednak do rangi symbolu. Gdy dotarłem do
żwirowni, promienie słońca zlewały się w jedno z piaskiem, refleksy oślepiały, a niebo
płynnie przenikało się z ziemią.
Anzelm leżał w namiocie pod arkuszem folii. Wewnątrz było gorąco jak w piekarniku.
Szklanymi oczami oglądał to, czego ja nie mogłem jeszcze dostrzec, twarz zastygła w
uśmiechu. Dłoń zaciskała się na puszce po piwie.
Tam go zostawiłem, wśród śmieci na dzikim wysypisku, w miejscu, gdzie postanowił
zakończyć swoją historię; nie powiedziałem nikomu ani słowa. Wiem, że byłby mi za to
wdzięczny. Nie szukałem jego arki, choć wiem, że gdzieś tam była, w którejś z piaskowych
jam - a może zabrał ją ze sobą?
Opowieść pozostała niedokończona, zawisła w pół słowa i pomiędzy światami. Czasem, gdy
siedzę pod rozgwieżdżonym niebem, zdaje mi się, że słyszę cichy głos Anzelma - lecz nie
potrafię zrozumieć jego słów. Czekam na dzień, gdy poznam prawdę.
Zdarza mi się obudzić o świcie. Wychodzę wówczas z altanki i wypatruję na horyzoncie fali
śmieci - i małej figurki w arce niesionej na jej grzbiecie.
Podmuch wiatru zaszumiał w koronach drzew i porwał precz wspomnienia. Znowu
siedziałem przed altanką, prawie pijany, trzymając na kolanach nawiedzoną skorupę żółwia
błotnego. Przyglądałem się, jak przezroczyste łapy wnikają w dżinsy i nie mogłem zrozumieć,
jak doszło do sytuacji, w której martwy gad jest jedyną istotą, która słyszy moje słowa.
- A może ty mi wytłumaczysz? Myślę, że gdy odszedłeś, byłeś już bardzo starym żółwiem.
Przewędrowałeś świat i widziałeś wszystko. Powiedz, jak to się dzieje: młodość rozpuszcza
się w winie, miłość nagle odchodzi i któregoś dnia w jej miejscu znajdujesz tylko tęsknotę i
nawet nie masz siły się dziwić.  %7łyj szybko, kochaj mocno, umrzyj młodo . Rock'n'roll,
bejbi? Pieprzę taki rock'n'roll.
%7łółw oczywiście milczał. Jego oczy były przepaściami bez dna; zastanawiałem się, co widzi -
czy w ogóle coś widzi?
- Nie ciekawi cię, żółwiu, ile prawdy jest w tym, co mówię? W którym miejscu przesadziłem,
co przemilczałem, a co było konfabulacją od początku do końca? Wiem, że nie -
uśmiechnąłem się zesztywniałymi od wina, cudzymi ustami. - Jesteś mądrym żółwiem i
świetnie zdajesz sobie sprawę, że dziś nie potrafiłbym odpowiedzieć na te pytania. Wiem też,
że wcale nie interesuje cię dalszy ciąg. Nic dziwnego. Ja nie chciałbym słuchać o tym, jak
compadres rozjechali się po świecie, Mała u boku nowego chłopaka, Budzigniew i Nietopyr
w dwie przeciwne strony, przepełnieni niechęcią, obydwaj z mocnym postanowieniem
rozpoczęcia nowego życia.
Przeciągnąłem się. Strzeliło mi w karku.
- Opowieść, opowieść. Kiedyś zrozumiałem i tkwię w tym przekonaniu: wszyscy jesteśmy
opowieścią, czy tego chcemy, czy nie. I nasza opowieść, krótka historia compadres z
Cielęcina, też musiała dobiec końca. Krzywy wyczuł to raz jeszcze, szkoda biedaka. Czasami
o tym myślę - czy nie ma go z nami dlatego, że był narkosem i naprawdę nie zauważył tej
ciężarówki, czy po prostu konsekwentnie wyskoczył z drugiego planu w okolicach puenty.
Swoją drogą, jeśli go kiedyś spotkasz, pozdrów ode mnie. Na pewno błąka się teraz po planie
astralnym, ciekawe, czy w ogóle zauważył różnicę.
%7łółw niestrudzenie przebierał łapami. Kontynenty zmienią kształt, góry zamienią się
miejscami z morzami, kwaśne deszcze zmyją ostatnie ślady cywilizacji -a gdzieś tam
zachowa się pewna skorupa, specjalnie po to, żeby mój przyjaciel mógł pozostać przy swych
przyzwyczajeniach.
- Pieprzę, żółwiu. Myślę i gadam nieprzeciętne głupoty. Szkoda, że nikt nas nie widzi. Scena
pierwszorzędna, pijany nieudacznik i monolog do skorupy. Może powinienem raczej śpiewać
z akompaniamentem harcerskiej gitary? To dopiero byłby rock'n'roll!
W krzakach cykały świerszcze, pohukiwały sowy. Słychać było przytłumione odgłosy
samochodów przejeżdżających przez pobliskie osiedle. Naraz zamarłem -żółw otworzył
widmowy pyszczek. Przezroczysty dziób uchylił się, powolutku, jak drzwi, za którymi
skrywa się odpowiedz na największe zagadki, kielich mądrości i szczęśliwe numery totolotka.
Po chwili zamknął się z powrotem, bez jednego słowa, bez najcichszego choćby dzwięku. %7łółw,
gdyby tylko chciał, powiedziałby, co o tym wszystkim myśli, ale postanowił to przemilczeć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •