[ Pobierz całość w formacie PDF ]

janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
81
nie. Kiedy spojrzała na niego kątem oka, ich oczy spotkały
się. Nagle powietrze wydało jej się bardziej przejrzyste
i wszystkozaczęła widzieć wyrazniej.
- Pójdziemy trochę dalej - zaproponował. - Znalazłem
wczoraj miejsce idealne na piknik.
Po pięciu minutach drogi znalezli się wbajkowymustro-
niu, wciśniętympomiędzywystęp skalnya wydmę piasku.
- Spójrz, coodkryłem- powiedział zdumą.
- Przykromi, Kolumbie, ale wdzieciństwie bawiliśmysię
za tymi skałami wIndiani chowaliśmyprzeddorosłymi.
Cassieusłyszałabiciewłasnegoserca. Odeszłaodbrzegu,
usiadłanakępcewydmowej trawyi rozpakowałakoszyk.
Dansięgnął pociasteczko, nieodrywającodniej wzroku.
- Pyszne. Twoja ciotka mogłaby prowadzić kursy goto-
wania.
- %7łona Eda Veacha jest równie dobrą kucharką. - Cassie
zarzuciła przynętę, mając nadzieję, że dowie się, czy Dan
został zaproszonyprzez Eda na kolację, czyteż zupełnieinne
spławyzatrzymałygowmieście.
- Niestety, mogę ci tylkowierzyć na słowo. Zaprosili mnie
wczoraj, ale wdrukarni nawaliła prasa. Czekaliśmydojede-
nastej na fachowca z Portsmouth, noi skończyłosię na ham-
burgerze. - Dan sięgnął po następne ciastko. - To zresztą nie
pierwsze kłopoty tej gazety z powodu awarii maszyny. Cały
ichsprzęt jest wopłakanymstanie.
- Nie miałamo tympojęcia. Za rzadko tu przyjeżdżam,
żeby wiedzieć o wszystkim. Ale ciotka Hannah zna każdą
sprawę i niczemu się nie dziwi. Chociaż wiesz - powiedziała
z nienaturalnymożywieniemwgłosie - to niesłychane, ale
nawet ciotka nie toleruje twojegoSmitha.
- Onniejest  moim"Smithem. Cobyś powiedziała na
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
82
kanapkę?Niewiem, cotakiegojest wmorskimpowietrzu,
ale mamtu strasznyapetyt.
- Nie wiem, co takiego ma wsobie Smith, że zaczynasz
mówić głupstwa, byletylkouciec odtematu.
- Botobardzonudnytemat.
- Niepokojący temat. Jeżeli on jest całkiemnieszkodliwy,
jak twierdzisz, to dlaczego łazi ci po piętach? Wczoraj też
wybiegł z domu, jaktylkoodjechałeś.
- Tak? - spytał obojętnie. - Ale wredakcji się nie po-
kazał.
- Przeszukiwał twój pokój.
- Ale założę się, że zdobył mniej informacji niż starsza
pani, która uwas sprząta. Nakryłemją na grzebaniuwmoich
szufladach.
- Pewnie je domykała... - Cassie, z mieszanymi uczucia-
mi, stanęła wobronie wścibskiej Gertie. - Tak czy inaczej,
hic do ciebie nie ma. Nie kłóci się z tobą jak Smith... pół
godzinytemu...
- Nienazwałbymtegokłótnią.
- Ajakbyś tonazwał?
- Smith spytał o moje zdanie na pewien temat, a to, co
usłyszał, bardzomu się nie spodobało.
Cassie zacisnęła bezsilnie usta. Dan ani myślał powiedzieć
jej prawdy. Ale że lekceważy Smitha, to pewne. Dlaczego?
Czy dlatego, że znając go doskonale, nie ma powodówdo
obaw?Dlaczegowtakimrazierobi z tegotajemnicę? Amoże
Smith jest agentemkonkurencyjnej firmy ubezpieczeniowej?
Jakoś nigdyniesłyszała, żebypraca wubezpieczeniachwy-
magała maskowania swojej tożsamości, szpiegowania konku-
rencji... Tylko czy Dan naprawdę jest agentemubezpiecze-
niowym?
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
83
- Jaki jest twój prawdziwy zawód? - Widziała, jak tężeją
rysyjegotwarzy, alenieodwołałabytegopytania.
- Mówiłemci, żesprzedaję polisy. Mogę cię prosić otro-
chę kawy?
- Oczywiście. - Podała mu filiżankę. - Wiem, co mówi-
łeś. Ale chciałabymtakże wiedzieć, co robisz, jak zarabiasz
na życie. -Cassie nie ustępowała.
- Ponosi cię wyobraznia. Najpierwwidzisz duchy, a po-
tem. .. Nowłaśnie. Ocomniepodejrzewasz?
Bezczelny uśmiech Dana wyprowadził ją z równowagi.
Cisnęła termos wpiaseki zerwała się na równenogi.
- Niemamzamiaruwysłuchiwać twoichgłodnychkawał-
kówi pozwolić, żebyś dalej robił ze mnieidiotkę!
- Cassie! - Dan wyciągnął do niej rękę. - Wcale nie
chciałem... Chodzi oto, że...
- Oco? Oto, że zadaję ci pytania, na które nie masz
ochotyodpowiadać?Wporządku. Siedz tutaj sami rozkoszuj
się swoją prywatnością. Mamkilka lepszych pomysłów na
spędzanie wolnegoczasu.
- Cassie! - Dan podniósł się z trudem, widząc, że ona
naprawdę odchodzi. - Niczegonie rozumiesz.
- Jak mogę rozumieć - rzuciła przez ramię - jeżeli nie
chcesz mi wytłumaczyć?
- Cassie, bądz rozsądna. - Dogonił ją na krawędzi wydmy
i chwycił za ramię.
Doprowadzona dofurii, wyrwała musię gwałtownie, stra-
ciłarównowagę i przewróciła na piasek. Danupadł na nią.
- Zejdz ze mnie natychmiast, ty przerośnięty niedołęgo!
- warknęła groznie, nie umiejąc powstrzymać paniki. Zkaż-
dymułamkiemsekundy bliskość jego ciała - napięcie mięśni,
zapachskóryi ciepłooddechu - dotkliwiej ją podniecały.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
84
- Nieruszaj się! - jęknął. - Moja noga...
Cassie znieruchomiała. Poszukała wzrokiemjego twa-
rzy, zapominając o złości, podnieceniu i swojej urażonej
ambicji.
- Dan? - Położyła dłoń na jego policzku. - Przepraszam!
Byłamwściekła, aleniechciałamzrobić ci niczłego.
- Zawszetojakieś pocieszenie. - Odetchnął głęboko, osu-
nął się na piaseki przewrócił na plecy, zasłaniając ręką oczy.
Cassie ukucnęła nadDanem, spojrzała na jegozaciśnięte
z bólu usta, a potemna prawą nogę. Zastanawiała się, czy
blizna na udzie jest tego samego pochodzenia, co szrama na
przedramieniu, kiedy jej uwagę przyciągnęło coś błyszczące-
gona piasku.
Zaciekawiona, podniosła małypłaski przedmiot opakowa-
nywsrebrną folię. Omal nie wybuchnęła śmiechem, kiedygo
rozpoznała. Awięc przeczucie jej nie myliło! Danchciał się
z nią kochać. Ich ciała lgnęły do siebie jak dwie połówki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •