[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Chodzmy  powiedział Max.  Zanim zdążą zaprotestować.
Wsiedli do samochodu i Jolie włączyła silnik.
 Zdajesz sobie sprawę, że Theron nie jest jedyną osobą, która potrzebuje
ochrony?  W głosie Maksa pobrzmiewała niezwykła łagodność.
Jolie wycofała wóz z przyszpitalnego parkingu i wjechała prosto w Milton
Avenue.
 Sugerujesz, że moje życie jest w niebezpieczeństwie?
 Tak.
Skręciła w lewo w Dearborn Street, która prowadziła do centrum handlowego
Wal-Mart na skraju miasteczka.
 Myślisz, że powinnam zatrudnić ochroniarza?
 Nie  odparł.  Sam dopilnuję, żeby nic ci się nie stało. Od tej pory możesz
mnie uważać za osobistego ochroniarza.
*
Roscoe Wells ściskał słuchawkę z taką siłą, że zbielały mu kłykcie.
 Niech cię diabli, pierdolony skurwysynu! Co ci strzeliło do tej durnej czachy?
Miałeś ją tylko nastraszyć, a nie zabić.
 Nie była zbyt lękliwa, a jak ją przycisnąłem, zaczęła się bronić. Próbowała
dzgnąć mnie nożem, więc tylko obróciłem ostrze i poderżnąłem jej gardło jej
własną bronią.
 Czy Devereaux i Jolie Royale widzieli twoją twarz?
 Wątpię, żeby dziewczyna dobrze mi się przyjrzała, ale facet tak.
 A ty pozwoliłeś im żyć, ćwoku.
 Devereaux wziął mnie z zaskoczenia. Nie mogłem wyciągnąć gnata, kiedy
okładał mnie pięściami po pysku. Skąd mogłem wiedzieć, że nie ma broni i jeśli
zostanę, żeby ich wykończyć, nie wyjmie spluwy i nie kropnie mnie pierwszy?
 Więc zwiałeś jak ostatni tchórz, a teraz policja ma twój rysopis.
 Tak, ale jestem już setki kilometrów od Sumarville. Nie musi się pan martwić.
Wiem, jak się zadekować. Nikt mnie nie znajdzie.
 Dobrze by było, gdybyś wyjechał z kraju.
 Już to zrobiłem.
Sygnał telefoniczny zapiszczał Roscoe'owi w uchu. Jasna cholera, gdzie się
podziali łebscy faceci, którzy wiedzą, jak wykonywać polecenia i nie włazić
ludziom w oczy? Co się stało z profesjonalistami, którzy potrafią wykonać robotę i
nie dać się złapać? Nie znał tego człowieka, rekomendował go kolejny stary
znajomy. Nigdy się nie spotkali. Mówił do niego  Wesley , ale równie dobrze
mógł to być tylko pseudonim. Miał dobre referencje, ale z drugiej strony, ostatnio
wybór białych lumpów gotowych na wszystko za właściwą cenę znacznie się
skurczył.
 Tato, w co się znowu wplątałeś?
Garland stał w drzwiach gabinetu Roscoe'a.
Psia mać, nie słyszał, jak syn wchodzi. Mógł podsłuchać jego rozmowę z
Wesleyem.
 Co usłyszałeś?  zapytał.
 Jak mówisz komuś, że powinien wyjechać z kraju.
Roscoe odetchnął z ulgą.
 To nic takiego. Tylko drobne zawirowanie. Nie przejmuj się.
 Martwię się, że wcześniej czy pózniej wplączesz się w jakąś aferę. Mimo tego,
co obwieściłeś światu, wiem, że wciąż utrzymujesz kontakty z bezwzględnymi
ludzmi. Nie chciałbym patrzeć, jak wszystko, na co pracowałeś przez tyle lat, wali
się w gruzy z powodu jakiegoś głupiego błędu.
 Nie zrobię żadnego błędu. Umiem zacierać ślady. Przecież wiesz.  Roscoe
popatrzył na Garlanda. Swojego jedynego syna. Swojego następcę.  Powiedz mi,
chłopcze, zastanowiłeś się nad kandydowaniem do Kongresu? Uruchomiłem już
cały mechanizm. Wystarczy twoje słowo i możemy zacząć kłaść fundamenty.
 Sam nie wiem, tato. Nie jestem pewien, czy nadaję się na polityka.
 Bzdura. Politykę masz we krwi. Twój prapradziadek był gubernatorem.
Wellsowie uczestniczyli w życiu politycznym Missisipi jeszcze przed wojną
secesyjną.
 Wiem. I obiecuję, że zastanowię się nad zdobyciem w Kongresie miejsca,
które opuszcza Tom Watkins.
Roscoe podszedł do Garlanda, klepnął go po plecach i uśmiechnął się.
 Zwietnie. Zastanów się nad tym. I nie martw się o mnie. Potrafię o siebie
zadbać.  O ciebie też. Zawsze to robiłem i nigdy nie przestanę.
 Obiecujesz, że jak będziesz potrzebował mojej pomocy... prawnej pomocy...
Roscoe parsknął śmiechem.
 Wszystko będzie dobrze. Przestań się martwić. Mam mały problem, ale to nic,
z czym sobie sam nie poradzę, i nic, czym powinieneś się przejmować.  Nie
musisz się przejmować, synu. Wszystko, co zrobiłem  w przeszłości i teraz  żeby
zatrzeć prawdę o masakrze w Belle Rose, zrobiłbym jeszcze raz. Nie ma powodu,
by ktokolwiek podejrzewał, że byłeś w to w jakikolwiek sposób zamieszany.
*
Jolie nie mogła spać. Nie mogła nawet leżeć. Krążyła w tę i z powrotem po
pokoju. Wciąż powracały do niej sceny z domu Ginny Pounders. Nawet z szeroko
otwartymi oczyma widziała jej poderżnięte gardło. I krew. Mnóstwo krwi.
Ponury chłód pełzał po jej grzbiecie. Niemal czuła rękę zabójcy chwytającą ją za
ramię. Zadrżała, przymknęła na chwilę powieki i potrząsnęła głową, próbując
odgonić strach. Mogła dzisiaj umrzeć, zginąć jak Ginny Pounders. Gdyby nie
zjawił się Max. Gdyby Max nie zaryzykował dla niej życia.
Tego wieczoru pojechała z nim do Wal-Mart, żeby wykupić antybiotyki i środki
przeciwbólowe. W drodze do Belle Rose milczeli. Max zasypiał i budził się
kilkakrotnie.
 Przestań wreszcie walczyć z wpływem zastrzyku  poradziła mu.
 Tak jest, szefie!
Miał rację. Przywykła do roli przywódcy i wydawania rozkazów. A w tym
wypadku, żeby zapanować nad sytuacją, musiała spacyflkować rodzinę Maksa.
Gdy przyjechali do Belle Rose, wszyscy wybiegli z domu, a Georgette i Clarice
zaczęły rozczulać się nad Maksem, jakby był sześciolatkiem, który obtarł sobie
kolano. Jeden Parry okazał się pomocny. Pomógł jej wprowadzić po schodach
słaniającego się siostrzeńca, mimo iż sam ledwo trzymał się na nogach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •