[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szczęśliwych lat. I wreszcie pobyt za granicą. Tam urodziła się ich córka, dwa lata pózniej
syn...
Profesor zauważył, że okno, w które wpatrywał się od kilku minut, traci ostrość. Szybko
otarł wilgotne oczy ręcznikiem, zdjął krawat i wstał, by sprawdzić, czy strumień ma
odpowiednią temperaturę. Nie spieszył się. Wyregulował wodę tak, aby była dość chłodna, i
dokładnie umył ręce aż po łokcie, a następnie twarz. Zmoczył trochę ręcznik, żeby wytrzeć
szyję. Chłód na karku sprawił mu ulgę, a przy tym lekko orzezwił. Podniósł głowę znad
wanny i spojrzał w lustro. Nie potrafił zdobyć się na uśmiech, ale jego twarz zachowała
spokój i równowagę.
Wolno wyszedł z łazienki. Zerknął do kuchni, jednak postanowił nie przeszkadzać córce
zajętej przygotowywaniem obiadu.
 Pomóc ci w czymś?  spytał na wszelki wypadek w progu.
 Nie, tato, wiesz przecież, że lubię gotować sama  odparła, nie odwracając się od
dymiących garnków.
 Pójdę do mamy  mruknął cicho, bardziej chyba do siebie niż do niej.
Maria zareagowała na powrót męża nie skrywaną wesołością. Usiadła, poprawiając sobie
poduszkę, i nawet przestała interesować się telewizorem.
 Co będziemy dzisiaj robić?  spytała rezolutnie.
 Poczytam ci, tak jak obiecałem.
 Aaa, tak... A jaką książkę?
 Tę, co wczoraj, dalszy ciąg.
Widząc zakłopotanie na twarzy żony, sięgnął po leżący na stoliku egzemplarz Ani z
Zielonego Wzgórza, aby jej pokazać.
 Nie chcę tej!  zdecydowała znienacka.
 W porządku.  Uśmiechnął się ciepło.  Wybierzemy coś innego.  Przeszedł na drugą
stronę sypialni, gdzie stał niewielki regał z najbardziej potrzebnymi książkami. Sięgnął po
jedną z nich i pokazał żonie.  Może tę?
 O czym jest?  spytała.
 Zobaczysz  rzekł, siadając obok niej na brzegu łóżka. Otworzył książkę i zaczął
czytać:   Pewnego jesiennego dnia w drugiej ćwierci szesnastego wieku w starożytnym
mieście Londynie urodził się chłopiec w ubogiej rodzinie Canty...
 O czym to jest?  przerwała mu żona.
Wasyłyszyn zamknął na chwilę książkę.
 O chłopcu z biednej rodziny, który przez przypadek zamienił się miejscami z księciem
Edwardem, pózniejszym królem Anglii. Opisał to Mark Twain. Pamiętasz tego pisarza?
Pani Maria zastanawiała się chwilę.
 A ty go znasz, Leńku?
Profesor otworzył ponownie tom.
 Posłuchaj dalej.  Tegoż dnia urodziło się inne dziecię angielskie w bogatej rodzinie
Tudor, która pragnęła go bardzo. Pragnęła go cała Anglia...  Przerwał na moment,
dostrzegłszy, że oczy Marii powoli się zamykają. Przeczytał jeszcze kilka zdań, czekając, aż
zaśnie, po czym położył książkę na stoliczku. Maria Wasyłyszyn nie obudziła się nawet
wtedy, gdy profesor uniósł ją lekko, by ułożyć w pozycji do snu. Nie sprawiło mu to
specjalnej trudności. Wciąż był silny, a ona nie była ani tęga, ani wysoka. Poprawił troskliwie
kołdrę i cicho wyszedł do kuchni.
 Przepraszam, że podam tak pózno  powiedziała córka, widząc, że wchodzi.  Mama
bardzo mnie dziś absorbowała.
 Nie szkodzi, nie przejmuj się, Aniu  uspokoił ją.  Trzeba pojechać po zakupy?
 Nie dzisiaj.  Machnęła ręką.  Mamy trochę zapasów.
 Kiedy pani Jadzia przyjdzie posprzątać?
 Jutro.
 To dobrze.
Profesor podszedł do stołu i usiadł na swoim krześle.
 Kędy przestanie nas poznawać, tato?  spytała nagle Anna, nie odwracając się od
kuchni.
Wasyłyszyn nie odpowiedział od razu.
 Nie wiem, możliwe, że już niedługo.
 Zpi?
 Tak.  Profesor wyczuł, że Anna bliska jest płaczu.  Nie myśl o tym wszystkim,
córeczko.
 Tato... ja tylko  cisnęła ścierką w kierunku zlewu  chciałabym, żeby...
 Nie myśl o tym, córeczko  przerwał jej łagodnie.  Nie myśl...
Jechali wynajętym samochodem już co najmniej trzy godziny. Dobrze, że zbliżał się
wieczór, bo o drugiej, kiedy wysiedli z samolotu, upał był nie do zniesienia. Opel był duży i
wygodny, ale niestety miał uszkodzoną klimatyzację. Prowadził Adam, a siedząca obok Ultra
obserwowała z zainteresowaniem widoki. Krajobraz wzdłuż autostrady z Aten do Salonik,
biegnącej niemal wyłącznie wybrzeżem, był mieszaniną bogatej śródziemnomorskiej
roślinności oraz skalistych wzgórz, a w niektórych miejscach nawet dość wysokich szczytów.
Grecja, w większości górzysta, tylko w części Tesalii, na niektórych wyspach i gdzieniegdzie
na wybrzeżu zbiega niemalże do morza, ukazując rzadką urodę swych nizin. Jednak właśnie
najwyższy grecki masyw górski, słynny Olimp, leży prawie nad samym morzem. I choć
dawno już przestał gościć groznych, mściwych bogów, nadal ściąga skutecznie turystów
napychających kieszenie potomkom odkrywców demokracji i filozofii życia.
 Jak oni nie łamią sobie języka na tych nazwach?  mruknął z tylnego siedzenia Robert,
wpatrując się w przewodnik.
 Thessalonike?  roześmiał się Adam.
 Saloniki to pół biedy  Czechowicz machnął ręką  ale powtórz na przykład szybko
Agios Pantelemonas albo Boreios Euboikos Kolpos.
Dziennikarz pokręcił z rozbawieniem głową.
 Daj spokój. Daleko jeszcze?
 Powiem ci, jak trzeba będzie skręcić do Platamonas. Myślę, że godzina to minimum.
 Kto w ogóle nazwał to autostradą? Przecież tu są tylko dwa pasy!  jęknął niecierpliwie
Kniewicz.
 Jak to kto?  Ultra wzruszyła ramionami.  Grecy, żeby jakoś rozliczyć się z pieniędzy
przekazanych na ten cel przez Unię.
 Pierwszy raz widzę dwupasmową autostradę. Nawet nasza  katowicka ma cztery pasy
 pomstował Adam.
 Nie narzekaj  mruknęła agentka.  Nie ma tłoku, odpoczniesz w hotelu.  Przetarła
dłońmi oczy i odwróciła się do Roberta.  Podaj mi teczkę.
 Tę z papierami?
 Tak, chcę raz jeszcze ją przejrzeć.
 Opowiesz nam trochę o tym?
 W hotelu.
 A co niby mamy teraz innego do roboty?  wtrącił się dziennikarz.
Ultra wzięła podaną przez Czechowicza teczkę, otworzyła ją i chwilę szeleściła
dokumentami, starając się jakoś je uporządkować.
 Jak chcecie  zgodziła się.  Może zacznijmy od kontaktów. Billingi wskazują na to, że
Pretergate i instytut na Ursynowie dzwonią do siebie bardzo często.
 Skoro jedni sponsorują drugich...  przypomniał Kniewicz.
 Ile można gadać o sponsoringu?  zaoponowała dziewczyna.  To podejrzanie częste
kontakty. Nie ma dnia bez przynajmniej dwóch, trzech rozmów. Wniosek może być tylko
taki: muszą mieć jeszcze inne interesy oprócz tych, o których wiemy.
 Tak sądzą twoi ludzie w agencji?
 Tak.
 Kto z kim gada?
 To trudno ustalić, bo w billingach mam tylko numery, ale fakt jest faktem.
 Powiedz o ludziach  wtrącił Czechowicz.
Ultra szukała jakiś czas odpowiedniej kartki.
 O Pretergate wiecie dość dużo: bogaci, tajemniczy, hojni, bardzo skuteczni. W Polsce
oddział prowadzą Karol i Jan Gęśliccy. Bracia. Bardziej biznesmeni niż archeolodzy. Zajmują
się forsą i organizacją. Od prawdziwej roboty jest niejaki Leszek Gożłakow, typowy
jajogłowy. Doktorat w dwudziestym piątym roku życia, liczne prace na temat metodologii
badań archeologiczno-historycznych, analizy, wykopaliska, interpretacje danych i tak dalej.
Rozwiedziony, nie ma dzieci. Zatrudniają wielu ciekawych ludzi, na przykład Karola
Meisnnera, językoznawcę i poliglotę. To nieprawdopodobne, ale facet zna ponad czterdzieści
języków! Siedzi głównie za granicą, lecz często wpada do Polski. Podobno dość blisko
przyjazni się z Gożłakowem. Jest tu sporo nazwisk, jednak chyba nie ma sensu, żebym o
wszystkich wam teraz mówiła. Jeśli ktoś będzie szczególnie potrzebny, wtedy go przerobimy.
 A instytut?  spytał Robert. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •