[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chcesz użyć siły, Tom?
- Boże święty! - mruknął Polhaus i cofnął rękę.
- Wpuść nas - rzekł Dundy przez zaciśnięte zęby. Usta Spade a zadrgały nerwowo.
- Nie wpuszczę. I co zrobicie? Wejdziecie siłą, będziecie gadać tutaj czy pójdziecie sobie do
wszystkich diabłów?
Tom westchnął. Dundy, wciąż przez zęby, rzekł:
- Opłaciłoby ci się trochę współpracy z nami, Spade. Upiekło ci się raz i drugi, ale to nie może
trwać wiecznie.
- Spróbuj mi zabronić - odparł Spade arogancko.
- Właśnie że spróbuję. - Dundy schował ręce za siebie i zadarł twarz ku SpadeWi. - Mówią, że
miałeś romans z żoną Archera.
Spade się roześmiał.
- Czyś sam tego przypadkiem nie wymyślił?
- Więc to nieprawda?, - Nieprawda.
- Mówią, że chciała się z nim rozwieść, żeby móc wyjść za ciebie, ale on nie zgodził się na
rozwód. Prawda?
- Nieprawda.
- Mówią nawet, że z tego powodu grożono mu śmiercią.
Spade sprawiał wrażenie lekko rozbawionego.
- Nie bądz świnia - powiedział. - Nie przypisuj mi dwóch morderstw naraz. Poza tym, jeśli
zarzucasz mi zabójstwo Milesa, to twoja teoria, że zabiłem Thursby ego, upada, bo on zabił Milesa.
- Nigdy nie powiedziałem, że kogokolwiek zabiłeś - odparł Dundy. - To ty ciągle o tym
mówisz. Ale przypuśćmy, że powiedziałem. Mogłeś ich obu sprzątnąć. To by się dało wytłumaczyć.
- Aha, mogłem rozwalić Milesa, żeby ożenić się z jego żoną, a potem Thursby ego, żeby móc
zwalić na niego zabójstwo Milesa. Zwietny pomysł, a byłby jeszcze lepszy, gdyby rozwalić jeszcze
kogoś i zwalić na niego zabójstwo Thursby ego. Długo można tak ciągnąć? Czy będziesz mnie odtąd
oskarżał o wszystkie zabójstwa w San Francisco?
- Skończ z tą komedią, Sam - powiedział Tom. - Wiesz dobrze, że to nam się tak samo nie
podoba jak tobie, ale musimy robić, co do nas należy.
- Czyli wpadać tu co noc i zadawać głupie pytania.
- %7łeby uzyskiwać zełgane odpowiedzi - ryknął Dundy.
- Wolnego! - ostrzegł go Spade.
Dundy zmierzył go wzrokiem i spojrzał prosto w oczy.
- Jeżeli mówisz, że między tobą a żoną Archera nic nie było, to łżesz.
Wyraz zaniepokojenia pojawił się w małych oczkach Toma. Spade zwilżył wargi koniuszkiem
języka i spytał:
- Czy to właśnie ta informacja sprowadza cię tu o tej niezwykłej porze?
- Między innymi.
- To znaczy...?
Dundy ściągnął w dół kąciki ust.
- Wpuść nas - skinął znacząco w stronę drzwi, w których stał Spade.
Spade zmarszczył brwi i potrząsnął głową. Kąciki ust Dundy ego uniosły się w uśmiechu
ponurego zadowolenia.
- W tym musi coś być - powiedział do Toma. Tom przestąpił z nogi na nogę i nie patrząc na
żadnego z mężczyzn rzekł:
- Bo ja wiem?
- Co to ma znaczyć? - spytał Spade. - Zabawa w zgadywanki?
- Dobrze, Spade, idziemy - Dundy zapiął płaszcz. - Będziemy tu wpadać od czasu do czasu.
Może i masz rację, że zbywasz nas niczym. Przemyśl to sobie.
- Dobra - rzekł Spade uśmiechając się. - Zawsze będziesz mile widziany, a jak nie będę zajęty,
to zaproszę cię do pokoju.
Nagle z pokoju Spade a rozległ się krzyk:
- Na pomoc! Na pomoc! Policja! Na pomoc! Był to wysoki, przenikliwy głos Joela Cairo.
Porucznik Dundy, który już stał tyłem do Spade a, odwrócił się i rzekł zdecydowanie.
- Wchodzimy.
Doszły ich uszu odgłosy krótkiej walki, uderzenia i stłumionego okrzyku. Twarz Spade a
skrzywiła się w grymasie niewesołego uśmiechu.
- Proszę bardzo - rzekł i odstąpił na bok.
Gdy detektywi weszli, zamknął drzwi od korytarza i udał się za nimi.
8. Tere fere
Brigid 0 Shaughnessy siedziała skulona na fotelu obok stolika. Ramionami zasłaniała twarz,
nogi miała podkurczone tak, że kolana zakrywały jej brodę. W szeroko rozwartych oczach widać było
przerażenie.
Joel Cairo stał pochylony nad nią z rewolwerem, który mu przedtem Spade wykręcił z dłoni.
Drugą ręką trzymał się za czoło. Krew wyciekała mu spomiędzy palców i spływała na oczy. Krew
sącząca się z rozciętej wargi namalowała trzy faliste dróżki na jego podbródku.
Cairo nie zważał na detektywów. Patrzył złowrogo na dziewczynę skuloną naprzeciwko niego.
Usta jego poruszały się spazmatycznie, lecz nie wypływał z nich żaden zrozumiały dzwięk.
Dundy, który wszedł pierwszy, szybko podskoczył do Caira, jedną ręką chwycił
Lewantyńczyka za przegub dłoni, a drugą sięgnął po własny rewolwer w tylnej kieszeni spodni i
ryknął:
- Co się tu dzieje?
Cairo odjął zakrwawioną dłoń od czoła i zamachał nią przed twarzą porucznika. Skórę na
czole miał rozdartą na trzy cale.
- O, co mi zrobiła! - zawołał. - Patrzcie!
Dziewczyna opuściła nogi na podłogę i popatrywała ostrożnie to na Dundy ego, który trzymał
Caira za przegub dłoni, to na Polhausa, stojącego trochę za nimi, to na Spade a, opartego o framugę
drzwi. Twarz Spade a była spokojna. Kiedy ich wzrok się spotkał, w szarożółtych oczach zamigotała
na mgnienie złośliwa wesołość i natychmiast znikła.
- Czy to pani zrobiła? - spytał Dundy dziewczynę, wskazując ruchem głowy rozcięte czoło
Caira.
Spojrzała znów na Spade a. Nie odpowiedział ani drgnieniem na prośbę w jej oczach. Stał
oparty o framugę drzwi i patrzył na ludzi w pokoju z miną nie zainteresowanego widza. Dziewczyna
skierowała wzrok na Dundy ego. Oczy miała szeroko otwarte, ściemniałe i przejęte.
- Byłam zmuszona - powiedziała niskim, drżącym głosem. - Byłam z nim sama w pokoju, kiedy
mnie zaatakował. Nie mogłam... starałam się go odepchnąć. Nie... nie mogłam zmusić się, by
pociągnąć za cyngiel.
- Och, ty kłamczucho! - wrzasnął Cairo, usiłując bezskutecznie wyrwać rękę z pistoletem z
uchwytu Dundy ego. - Ty parszywa kłamczucho! - Obrócił się twarzą do Dundy ego. - Ona kłamie.
Przyszedłem tu w dobrej wierze, a oni mnie napadli. I kiedy zadzwoniliście, on wyszedł
porozmawiać z wami, a ją zostawił z rewolwerem i wtedy ona powiedziała, że mnie zabiją, jak
pójdziecie, więc zawołałem o pomoc, a ona uderzyła mnie tym rewolwerem.
- Proszę mi to dać - rzekł Dundy i wziął rewolwer z dłoni Caira. - A teraz wyjaśnimy sobie
całą rzecz. Po co pan tu przyszedł?
- On mnie wezwał - Cairo odwrócił głowę, żeby obrzucić Spade a wyzywającym spojrzeniem.
- Zadzwonił do mnie i poprosił, żebym przyszedł.
Spade łypnął sennie okiem na Lewantyńczyka i nic nie powiedział.
- Po co mu pan był potrzebny? - spytał Dundy.
Cairo wstrzymał się z odpowiedzią, póki nie otarł zakrwawionego czoła i brody jedwabną
chusteczką w lawendowe paski. Zdołał przez ten czas opanować trochę wzburzenie i stał się bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •